Aktualności Fundacji Studio Wschód Obraz  newsa 22966 Dodano 30.08.2022

Feliks Jaworski – Młot na bolszewików

Pamięć o polskich formacjach wojskowych na Wschodzie w dobie pierwszej wojny światowej oraz wojny domowej w Rosji przez lata kultywowana była w ogromnym cieniu Legionów oraz Błękitnej Armii. Dopiero stosunkowo niedawno ich losy szerzej pojawiły się w powszechnej świadomości Polaków, a zasługują na to, gdyż mają oni ogromne zasługi w obronie żywiołu polskiego na Kresach w czasie rewolucyjnego chaosu. Jednym z nich jest podolski zagończyk, oficer kawalerii, postrach ruskiej czerni i bolszewików – major Feliks Jaworski. 

Feliks Jaworski, syn Ludomira, urodził się w 1892 roku w Cyganówce Balińskiej, guberni podolskiej Imperium Rosyjskiego. Od strony matki, Moniki, pochodził z rodu Romiszewskich, będących rodziną o tradycjach wojskowych pod rządami carskimi. Po ukończeniu kamienieckiego gimnazjum w wieku 20 lat rozpoczyna studiowanie agronomii, dalszą naukę przerywa jednak wybuch Wielkiej Wojny. Zapewne już wtedy czuje w sobie naturę kawalerzysty i ducha Kmicica, gdyż od razu zgłasza się na ochotnika do rosyjskiej kawalerii. Trafia do 12. Achtyrskiego Pułku Huzarów – formacji niezwykle prestiżowej, bowiem był to jeden z najstarszych rosyjskich pułków jazdy, odznaczający się ponad 250-letnią służbą państwu carów. Jako że posiada wykształcenie średnie, według rosyjskiego regulaminu wojskowego ma prawo podjąć naukę w szkole wojskowej i uzyskać stopień oficerski. Feliks kieruje się więc do Jelizawietgradzkiej Szkoły Kawalerii, którą kończy z przydziałem do 17. Czernihowskiego Pułku Huzarów, gdzie w październiku 1915 roku awansuje do rangi podporucznika.

Wraz z „czernihowcami” bierze udział w ofensywie Brusiłowa latem roku 1916. Podczas tej operacji dochodzi do zajścia boleśnie jasno pokazującego tragizm Polaków w wojnie pomiędzy zaborcami. Oddział huzarów pod dowództwem Jaworskiego bierze udział w ataku na Kostiuchnówkę – wołyńską wieś, obsadzoną przez Legiony Polskie. Po rewolucji lutowej oraz wynikającej z niej demokratyzacji armii rosyjskiej i upadku morale, porucznik Jaworski zaczyna działać na własną rękę. W kwietniu powołuje do życia Polski Szturmowy Szwadron Huzarów i kontynuuję walkę na froncie. Jednostka ta odznacza się w czerwcu w szarży pod Zazdrością oraz w walkach pod Wybranówką i Romanówką na Tarnopolszczyźnie, jednak to dopiero następstwa przewrotu bolszewickiego przyniosą Jaworskiemu
i jego kawalerzystom sławę. Po rozpadzie armii rosyjskiej Szwadron przekształca się w oddział ochotniczy i kieruje się do Płoskirowa.

 

Wtedy rozpoczyna ratowanie żywiołu polskiego na Wołyniu, zwalczając miejscową czerń i bolszewików dewastujących i plądrujących polskie dwory oraz mordujących ich właścicieli. Nie można mieć wątpliwości co do oddania sprawie polskiej w regionie wśród „jaworczyków”, jak pisała Zofia Kossak-Szczucka: „(…) oddział usunął spośród siebie żywioł rosyjski, zuchwale powiał amarantowym sztandarem i orzełkami na czapkach, a pieśnią na ustach junacko wykrzykując swą polskość, stanął w Płoskirowie (…) jako wolny, polski oddział partyzancki.” Jaworski po zawarciu układu z hrabią Józefem Potockim ochrania jego pałac w Antoninach, mając za to prawo w nim stacjonować jako formacja niezależna. Wraz z przebywającym tam wówczas 2. Pułkiem Ułanów I Korpusu Polskiego odpierają silny bolszewicki atak na pałac pod koniec stycznia 1918 roku, zdobywając w boju m.in. dwa samochody pancerne. Pokazuje to jak szalenie odważni byli „jaworczycy”, wraz ze swoim dowódcą potrafili wręcz polować na bolszewików oraz innych sprawców grabieży, gwałtów i pogromów.

Złapanych traktował zgodnie z prawem jako dywersantów i nie oszczędzał, na siłę odpowiadał siłą zdwojoną. Nazwisko dowódcy polskiego szwadronu wzbudzało paniczny wręcz strach wśród czerni ukraińskiej, tam gdzie Jaworski stacjonował, tam napady były sporadyczne. Z relacji Wiktora Dzierżykraja-Stokalskiego: „(…) chłopi zabili jednego (…) żołnierza
w okropny sposób, drugiego zaś strasznie pokaleczyli, tak że jeszcze tego dnia, pomimo usilnych zabiegów czcigodnego lekarza szpitala antonińskiego doktora Szczuckiego, żołnierz ów zmarł. Natychmiast porucznik Jaworski wysłał szwadron celem przykładnego ukarania wsi pod dowództwem porucznika Naruszewicza (…). Szwadron okrutnie wywiązał się ze swego zadania – z dużej bardzo wsi pozostały tylko zgliszcza.”

W styczniu 1918 roku „jaworczycy” przechodzą ponowną reorganizację i włączeni zostają do Pułku Szwoleżerów Polskich w składzie Lekkiej Brygady III Korpusu Polskiego w Rosji, więc wiosną po wyjeździe hrabiego Potockiego szwoleżerowie relokują się do Winnicy, gdzie znajduje się sztab Korpusu. III Korpus pod dowództwem generała Eugeniusza de Henning-Michaelisa powstawał na Wołyniu i Podolu od jesieni 1917 roku jako jednostka polska wydzielona z rosyjskiego Frontu Południowo-Zachodniego. W rzeczywistości miano „korpusu” nijak się miało do postaci tej formacji – w jej skład wchodziło co najwyżej 3000 żołnierzy i oficerów rozproszonych po guberni wołyńskiej
i podolskiej w rozlicznych oddziałach piechoty, jazdy i artylerii. III Korpus był więc niestety jednostką taktycznie martwą i niezdolną do inicjatywy operacyjnej, co też później przesądziło o jego losie. Był jednak, tak jak „jaworczycy”, ocaleniem dla żywiołu polskiego na centralnej Ukrainie rzuconego na pastwę okrutnego losu w dobie rewolucji i pożogi. Szwoleżerowie Jaworskiego uznawani byli za najlepszą jednostkę w składzie Korpusu, uchodzili za żołnierzy o najwyższym morale, wyszkoleniu i skuteczności w walce.

 

Gdy Korpus skapitulował wobec okrążenia przez Austriaków w czerwcu, Jaworski (teraz już w stopniu rotmistrza) nakazał swoim jeźdźcom pochować broń i rynsztunek oraz zejść do podziemia. Do akcji powrócili zimą – w grudniu przebili się przez wojska ukraińskie do Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie połączyli się z odrodzonym Wojskiem Polskim.

Jaworski, mimo iż podczas wojny polsko-bolszewickiej dowodził już regularnymi i podlegającymi pod formalne dowództwo formacjami, nie porzucił swojej duszy partyzanta-zagończyka. Według Aleksandra Smolińskiego, rtm. Jaworski „był oficerem w typie watażki, sprawującym nad podwładnymi władzę równą Bogu.” W lipcu 1920 roku sformował Brygadę Jazdy Ochotniczej, która brała udział w kontrofensywie znad Wieprza i rozbiła bolszewicką brygadę strzelców pod Kąkolewnicą, odcinając tym samym sowieckiej 16. Armii drogę odwrotu na Brześć. Miesiąc później reorganizuje brygadę w 19. Pułk Ułanów Wołyńskich, którego charakter podsumowują żurawiejki napisane na jego cześć: „Dziewiętnasty tym się chwali: na postojach wioski pali. Same łotry i wisielce, to są Jaworskiego strzelce. Bić, mordować – nic nowego, dla ułanów Jaworskiego.” Ponownie „jaworczyków opisuje Kossak-Szczucka: „Oddział ten składał się prawie wyłącznie ze starych zabijaków, nieulękłych w bitwie, straszliwych w spotkaniu, surowych i karnych, nie dziwiących się niczemu. (…) Nie ulega wątpliwości, że partyzanci nie byliby sobą, gdyby nie mieli Jaworskiego, Jaworski zaś byłby niczym, gdyby nie miał partyzantów. (…) dopełniali się ściśle, że trudno było pomyśleć jedno bez drugiego.”

 

Kmicicowy duch rotmistrza przyjął też niestety swoje ciemne i tragiczne oblicze. Jako wieczny zagończyk i partyzant nie był w stanie funkcjonować bez wojny, po sześciu latach przeżyć wojennej służby kawaleryjskiej pokój był dla niego wręcz nienaturalnym stanem rzeczy. Jaworski w roku 1922 otrzymuje stopień majora oraz następnie stanowisko zastępcy 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich, jednak już rok później odchodzi na własną prośbę do rezerwy. Zaczyna się ostatni rozdział życia Jaworskiego, pełen niewiadomych oraz niejasności. 16 marca 1924 we Włodzimierzu Wołyńskim Feliks miał wdać się w sprzeczkę z własną matką. Według jednej wersji, w napadzie szału, wyciągnął pistolet i ją zastrzelił. Inny przekaz, utrwalony w literaturze, twierdzi że Jaworski zastrzelił swoją matkę przypadkowo, wymachując rewolwerem w czasie awantury w restauracji we Lwowie.

 

Faktem jest jednak, że Monika z Romiszewskich Jaworska zginęła z ręki swojego syna. Jaworski został „zwolniony z szeregów armii” rok później – został uznany przez komisję superrewizyjną „za niezdolnego do pełnienia służby wojskowej w charakterze oficera rezerwowego.” Po zdiagnozowaniu u niego choroby umysłowej został umieszczony w Państwowym Zakładzie dla Umysłowo Chorych we lwowskim Kulparkowie. Z pewnością przebywał tam do 1938 roku, ale jego dalsze losy nie są niestety znane. Możliwe że zginął podczas niemieckiego bombardowania Lwowa we wrześniu 1939 roku, lecz nie da się wykluczyć że w wojennym chaosie wydostał się z zakładu psychiatrycznego i po raz ostatni chwycił za broń by robić to, co potrafił najlepiej – po partyzancku gnębić i gromić wszelkich wrogów Rzeczypospolitej.

Newsletter

zapisując się do naszego newslettera na bieżąco będziemy informować Cię o nowych artykułach, aktualnościach oraz akcjach organizowanych przez Studio Wschód
[FM_form id="1"]