Wydarzenia Obraz  newsa 13298 Dodano 02.08.2018

Rarańcza, Rokitna i Czerniowce (MPOOZ 2018)

Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia – akcja Fundacji Studio Wschód i Kuratorium Oświaty we Wrocławiu pod patronatem TVP Polonia (inicjatorką była pani Grażyna Orłowska -Sondej z Telewizji Wrocław), która spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem przez mieszkańców Dolnego Śląska i zdobywa coraz więcej zwolenników.

Przejdą lata i wieki przeminą, pozostaną ślady dawnych dni…

A groby przodków ocalmy od zapomnienia

Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia – akcja Fundacji Studio Wschód i Kuratorium Oświaty we Wrocławiu pod patronatem TVP Polonia (inicjatorką była pani Grażyna Orłowska -Sondej z Telewizji Wrocław), która spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem przez mieszkańców Dolnego Śląska i zdobywa coraz więcej zwolenników.

Już po raz dziewiąty 1300 uczniów dolnośląskich szkół wraz z opiekunami odwiedziło Kresy, aby porządkować zapomniane polskie nekropolie oraz poznawać historię i miejsca szczególnie istotne dla naszego narodu. Podczas tegorocznych wakacji młodzi wolontariusze pracowali na 145 cmentarzach.

Mogiły przodków należą do naszej historii, a bez świadomości przeszłości, minionych dziejów bardzo trudno czasami zrozumieć teraźniejszość i trudno mówić o prawdziwym patriotyzmie. Pamięć jest niezwykle ważna dla narodu. To, skąd przychodzimy, co było przed nami, skąd bierze się całe dziedzictwo, któremu na imię Polska, to niezmiernie ważne elementy składające się na społeczną świadomość i poczucie narodowej odrębności.

Przejdą lata i wieki przeminą, /Pozostaną ślady dawnych dni i tych śladów szukała grupa z Jaworzyny Śląskiej już po raz siódmy. Przez cały rok trwały przygotowania do tej akcji, kwestowanie i szukanie sponsorów. Wyjazd to nagroda dla najbardziej zaangażowanych i wytrwałych. Pojechało 15 osób – 12 uczniów, 2 nauczycieli i kierowca.

Czerniowce były naszą bazą wypadową, tutaj mieszkaliśmy w komfortowych warunkach, bo w akademiku uniwersyteckim. A Czerniowce (Czerniwci), jeśli kto nie wie, to stolica Bukowiny. Niezwykle piękne miasto w południowo-zachodniej części Ukrainy, położone nad Prutem – „Mały Wiedeń Wschodu”, jak je kiedyś nazywano. Liczy 250 tysięcy mieszkańców, a zamieszkują tu ludzie różnych kultur i narodowości, w tym niewielka społeczność polska.

Jest to kraina łagodnych wzgórz, drewnianych domków, pięknych obudowanych studni oraz niekończących się pól kukurydzy i słonecznika, wielkich sadów owocowych a także przemiłych, sympatycznych i gościnnych ludzi.

Przyszedł czas na prace porządkowe. Po raz kolejny udaliśmy się pod Pomnik Bitwy pod Rokitną (wieś licząca około 2 tysiące mieszkańców) ufundowany przez Polaków z całego świata dla upamiętnienia tej bitwy podczas I wojny światowej 13 czerwca 1915 roku – porównywanej do szarży pod Samosierrą i ataku na Monte Cassino. Pod Rokitną nieprzyjacielem byli Rosjanie – najpotężniejszy zaborca, a zwycięstwo mogło otworzyć drogę do bardzo bliskiej Polski: przed Legionami stał otworem Chocim i Kamieniec. Rtm. Zbigniew Dunin-Wąsowicz osobiście poprowadził swoich ułanów do walki. W ciągu około 15 minut ułani przedarli się przez 3 linie wroga.

Ich niezwykły wyczyn upamiętniony został w pieśni Czerwone maki na Monte Cassino:

Runęli przez ogień straceńcy,
Niejeden z nich dostał i padł,
Jak ci z Samosierry szaleńcy,
Jak ci spod Rokitny sprzed lat.                                                                                        

Z atakujących 64 ułanów wróciło sześciu.

Uporządkowaliśmy teren wokół pomnika. I tym razem sekatory, piła i kosiarka spalinowa, a nawet zwykłe motyki okazały się niezawodne.

Skoro Rokitna to i Rarańcza, gdzie 15 czerwca 1915 roku na miejscowym cmentarzu odbył się pogrzeb poległych w szarży 15 ułanów II Brygady Legionów Polskich.

W czasie pogrzebu wachmistrz Stanisław Sokołowski, prawnuk wachmistrza Sokołowskiego spod Somosierry, powiedział: „Poszli na okopy, by krwią podpisać miłość Ojczyzny. Niech wiedzą wszyscy – wszyscy – wrogowie Polski, do jakich czynów żołnierz-Polak jest zdolny”.

Tutaj znajdują się ich symboliczne groby, gdyż w lutym 1923 roku dokonano ekshumacji i prochy ułanów przewieziono z Rarańczy do Krakowa na Cmentarz Rakowicki. Z relacji miejscowych wynika, że jednak nie wszystkie szczątki zostały zabrane, dlatego dbamy o te niezwykłe mogiły. Pozostały duże kwatery, stare bez nazwisk krzyże, bo wolność krzyżami się mierzy…

Odwiedziliśmy również cmentarz katolicki w Czerniowcach, wielonarodowy tak jak dawne Czerniowce. Polskich mogił, żołnierskich i tych „zwykłych”, nie brakuje na tym cmentarzu, obok wspaniałych rodzinnych grobowców małe i zapomniane groby, o których polskości świadczą stareńkie tabliczki z zatartymi w większości literami w dawnej polszczyźnie i nazwiska zakończone na -ski.

Tutaj również zajęliśmy się pracami porządkowymi – oczyściliśmy grób polskich legionistów z czasów I wojny oraz pilota zestrzelonego podczas II wojny światowej. Spoczywają na tym cmentarzu prochy Antoniego Kochanowskiego, zasłużonego dla Czerniowiec burmistrza – Polaka.

W przeddzień wyjazdu do Polski, po skończonej pracy, jeszcze raz odwiedziliśmy groby przodków, aby nasi pradziadowie wiedzieli, że nie zapominamy o nich i przywozimy im część tej nowej, ale zarazem dawnej Ojczyzny. Zapłonęły przy wtórze werbli  biało- czerwone znicze; chwilą zadumy, modlitwą a także pieśnią „My Pierwsza Brygada” uczciliśmy pamięć naszych rodaków.

Dziesięciodniowy pobyt na Kresach, pierwszy dla naszych 12-16- letnich uczniów, to nie tylko solidna praca na cmentarzu w palącym słońcu, ale również czas przeznaczony na zwiedzanie i spotkania z rodakami.

Pamiętając nie tylko o potrzebach ducha, przywieźliśmy skromne dary w postaci żywności. Dla maluchów przygotowaliśmy paczki-niespodzianki. Zostawiliśmy je w kościele w Czerniowcach pod opieką pana Alka.

Skoro mowa o pokarmie dla ciała, to nasza młodzież „rozpijała się” kwasem chlebowym, najpierw z niedowierzaniem, że istnieje taki napój, a potem to już bez ograniczeń. Wszyscy zakochaliśmy się w ukraińskich arbuzach, taaakich wielkich, że mogłyby pobić każdy arbuzowy rekord Guinnessa. Trzeba również powiedzieć, że lepszych pierogów niż na Ukrainie chyba nie ma nigdzie, a jaka różnorodność…

I po takich posiłkach znowu coś dla ducha – śpiewy po ukraińsku. Opiekun podrzucał tytuł piosenki (a zna język ukraiński), zaraz ktoś odszukiwał na smartfonie tekst ukraiński, ale zapisany po polsku, inny już miał melodię i zaczynał się koncert na 15 głosów.

         Bardzo nam się podobał coroczny dwudniowy Jarmark Piotrowy w Czerniowcach, gdzie można było kupić dosłownie wszystko – od rękodzieła (haftowane ubrania, upominki, ozdoby) po pieczywo, mięsiwo, ciastka i ciasteczka, cukierki, kwas chlebowy i nie tylko takie napitki… Tak nam posmakowała huculska bryndza, że zabraliśmy jej do Jaworzyny chyba z pół tony, no może trochę mniej, ale dużo. Kto chciał mógł posmakować mamałygi, tej narodowej rumuńskiej potrawy, z mąki albo kaszy kukurydzianej.

Godnym obejrzenia jest uniwersytet w Czerniowcach powołany do życia w1875 roku, a od 2011 roku wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako jeden z niewielu na Ukrainie, co sprawia, że przyciąga jak magnes turystów i zwiedzających. Studiowali tutaj zarówno Rusini, Rumuni, Żydzi, Niemcy oraz niewielu Polaków. Najsłynniejszym z nich był profesor Wojciech Rubinowicz – wybitny polski fizyk. Jest nawet tablica ku jego pamięci.

Po uniwersytecie oprowadzał nas niezawodny przyjaciel – Władysław Strutyński – polski naukowiec i działacz polonijny na Bukowinie, wykładowca Uniwersytetu Czerniowieckiego, przewodniczący Obwodowego Towarzystwa Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza w Czerniowcach oraz dyrektor Domu Polskiego. Bez pomocy pana Władysława byłoby trudno cokolwiek załatwić. Dziękujemy.

W tym roku profesor Władysław Strutyński został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi w krzewieniu polskości na Bukowinie, za osiągnięcia naukowe w dziedzinie historii i działalność polonijną”. Gratulujemy z całego serca tego zasłużonego odznaczenia.

Jak przystało na miłośników trylogii Sienkiewicza, udaliśmy się śladami Małego Rycerza do Kamieńca Podolskiego, który większości Polaków kojarzy się bardziej z przygodami pana Wołodyjowskiego niż z tragicznym wydarzeniem z naszej historii. A warto przypomnieć.

W czasie wojen polsko-tureckich w II połowie XVII wieku, 12 sierpnia 1672 roku sułtan Mehmed IV obległ Kamieniec z armią, której liczebność ocenia się na od 100 do 300 tys. żołnierzy, wyposażoną m.in. w nowoczesną, obsługiwaną przez Francuzów, artylerię (stosunek sił wynosił 75:1 – załoga polska liczyła 1600-2000 osób, z czego zaledwie 4 puszkarzy). Po krótkim oblężeniu załoga poddała się na honorowych warunkach. Podczas ewakuacji zamku nastąpił przypadkowy wybuch w prochowni. W wybuchu zginął m.in. komendant obrony zamku pułkownik Jerzy Wołodyjowski.

Obecnie potężna twierdza w Kamieńcu Podolskim (nazywana kiedyś „przedmurzem chrześcijaństwa” i „bramą do Polski”) stanowi jedną z najciekawszych i najczęściej odwiedzanych warowni na terenie Ukrainy. Wielkie wrażenie zrobiły na nas liczne potężne wieże oraz baszty.

Jak warownie to warownie – przyszła kolej na Chocim. Chocimska forteca zapisała się w polskiej historii głównie dzięki wspaniałym zwycięstwom hetmanów Jana Karola Chodkiewicza (1621 r.) i Jana Sobieskiego (1673 r.) nad Turkami. Zachowała się cała twierdza. Warto wejść na pobliskie wzgórze, z którego rozciąga się wspaniały widok na twierdzę i Dniestr.

Dopełnieniem naszego zwiedzania był oczywiście Lwów. Nie zapomnieliśmy o patronce naszej szkoły – Marii Konopnickiej, która została pochowana w 1910 roku na cmentarzu Łyczakowskim w Panteonie Wielkich Lwowian.

Jeszcze Cmentarz Obrońców Lwowa, potocznie nazywany Cmentarzem Orląt Lwowskich – nie może go pominąć żaden Polak odwiedzający Lwów. Zostali tu pochowani obrońcy miasta oraz uczestnicy walk w Małopolsce Wschodniej podczas konfliktu polsko-ukraińskiego. Ta część cmentarza zrobiła na uczniach z Polski niezwykłe wrażenie, kiedy oglądali groby swoich rówieśników, czasami nawet dzieci. A trzeba wiedzieć, że podczas pierwszych trzech tygodni obrony miasta śmierć poniosło 1374 uczniów i studentów. 2640 poległych nie przekroczyło 25. roku życia. Najmłodszy uczestnik walk miał 9 lat.

Wzruszenie i szok – przecież byli w naszym wieku, a nawet młodsi. W niejednej młodej głowie zrodziło się pytanie: Czy ja też bym tak postąpił? Takiej lekcji patriotyzmu nie zapomni się nigdy.

Lwów urzekł jaworzyńską młodzież swoją polskością, zabytkami i atmosferą. Ci młodzi ludzie obiecali sobie, iż wrócą tu wraz z rodzicami i rodzeństwem.

Pełni wrażeń, zadowoleni z wykonanej pracy, z obrazem w głowie ukraińskich pejzaży, polskich mogił i niezwykłych ludzi wróciliśmy do domu. Pozostaną w naszej pamięci i sercach ślady dawnych dni.

Wiesław Dybeł

Po pracy

Galeria zdjęć

Newsletter

zapisując się do naszego newslettera na bieżąco będziemy informować Cię o nowych artykułach, aktualnościach oraz akcjach organizowanych przez Studio Wschód
[FM_form id="1"]


kod