Aktualności Fundacji Studio Wschód Obraz  newsa 7095 Dodano 25.01.2017

Ostatnia Polka w Tłumaczu – reportaż Studia Wschód poświęcony pani Józi Maczulskiej

Na początku stycznia odeszła od nas pani Józia Maczulska; ostatnia Polka w Tłumaczu. Niezwykła rodaczka, która była jedną ze strażniczek polskości na Kresach. Jej życiu został poświęcony w całości reportaż programu Studio Wschód. Pokazuje on archiwalne nagrania z wizyt u pani Józi, przedstawia jej niezłomną postawę i prezentuje wspomnienia osób, które ją poznały. Reportaż można obejrzeć już w Internecie.

Ekipa telewizyjna Studia Wschód panią Józię poznała w 2001 roku. Naszą przewodniczką była wówczas Danuta Tabińska, wrocławianka, prezes kresowej fundacji Semper Fidelis. To wtedy okazało się, że nasza rodaczka od wielu lat żyje w samotności i ogromnej biedzie. Jej chatynka, jak sama określała rozpadający się dom gospodarczy, w którym mieszkała od lat 50 ubiegłego wieku, pozbawiona była bieżącej wody, prądu i ogrzewania. W ścianach widoczne były ogromne dziury, zaś dach w niektórych miejscach zapadał się aż na podłogę. Dzięki swojej postawie, pani Józia bardzo szybko stała się symbolem miasta.

– O tak żyje, gorzej niż w kryminale. W kryminale i światło i ciepło, a ja zamarzam w zimie. I tak zmarnowało się całe moje życie. I czego ja mam tak sama biedować? – mówiła w 2015 roku pani Józia.

Reportaż obejrzysz tutaj

Tłumacz po 1945 roku opuściło większość Polaków, którzy trafili głównie na Dolny Śląsk. Ci, którzy pozostali na ojcowiźnie, nigdy nie wychylali się przed szereg ze swoją polskością, zaś z czasem ich tożsamość narodowa zaczęła się rozmywać. Pani Józia została „ostatnią Polką w Tłumaczu”. Polskę zawsze miała w sercu i choć znajdowała się z dala od ojczyzny, to nie przeszkadzało jej to w kultywowaniu tradycji i kultury narodu, do którego zawsze należała. Tam w Tłumaczu, na skrawku ziemi, cały czas istniała nasza ojczyzna. Nasza rodaczka nigdy nie zrzekła się obywatelstwa II Rzeczpospolitej i prawdopodobnie była ostatnią żyjącą jej obywatelką.

Od 2010 roku do Tłumacza przyjeżdżają wolontariusze akcji Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia, którzy porządkują polską część miejskiego cmentarza. Nieodzownym elementem wizyt w Tłumaczu były zawsze spotkania z panią Józią. Dla wielu była ona pierwszą i najważniejszą Polką spotkaną na Kresach. Rodaczka zawsze imponowała przywiązaniem do ojczyzny, niezłomnością i umiłowaniem ziemi ojców.

Pierwszy raz do Tłumacza przyjechaliśmy w 2010 roku. Było to dla nas miasto nieznajome. Nie wiedzieliśmy o nim zbyt wiele. Przywitały nas ukraińskie nazwy i mowa. Polska historia Tłumacza, która kiedyś w tym miejscu żyła, odeszła wraz z 1945 rokiem. Jednak pierwszego dnia pobytu trafiliśmy do pani Józi. To była pierwsza Polka na Kresach jaką poznałem  pierwsza i jak się później okazało najważniejsza mówi Łukasz Wolski, wolontariusz akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia” i dodaje.

Początek 2017 roku wiązał się ze smutną dla wszystkich informacją o śmierci pani Józi. Osoby, które ją poznały, bardzo przeżyły jej odejście. Dla wielu była wzorem, przyjaciółką i nauczycielką patriotyzmu. Niełatwo jest pogodzić się im z odejściem tak ważnej postaci symbolu miasta, z którym się związali.

Nie żyje ostatnia Polka w Tłumaczu

Było to dla nas wielu bardzo przygnębiające. Nie byliśmy na to przygotowani. Czuliśmy w tym momencie, że Tłumacz coś traci, traci coś cała Rzeczpospolita. Pani Józia nigdy nie zrzekła się obywatelstwa II RP i najprawdopodobniej była jej ostatnią obywatelką.

Wielu osobom imponowało to, że nasza rodaczka tak mocno przywiązała się do skrawka ziemi i rozpadającej się chaty, która stała się dla niej całym życiem. Tak naprawdę dla pani Józi Polska cały czas funkcjonowała w tym miejscu.

Dla mnie pani Józia była takim symbolem-łącznikiem pomiędzy tym starym Tłumaczem, a tą diasporą tłumacką, która po 1945 roku krążyła po całej Polsce. Gdy pierwszy raz usłyszałam jej wypowiedź dotyczącą wyjazdu du Polski i poprawienia swoich warunków bytowych, ona stwierdziła, że nie wyjedzie, bo będzie tęskniła za Tłumaczem i za tą chatą. Ta tęsknota za Tłumaczem łączyła całą naszą społeczność. Ci, którzy opuścili miasto, zorganizowali się i do dzisiaj pielęgnują pamięć o tym miejscu przyznaje Elżbieta Niewolska, prezes Ogólnopolskiego Oddziału Tłumaczan przy Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów-Południowo Wschodnich.

W Tłumaczu po latach odrodził się kościół katolicki. Niegdyś funkcjonowała tutaj świątynia pod wezwaniem św. Anny Samotrzeciej. Po II wojnie światowej była ona stopniowo rozgrabywana i niszczona. W końcu, w 1969 roku, sowieci wysadzili kościół w powietrze. W późniejszych latach powstał tam budynek kinoteatru, w którym mieściły się niegodne tego miejsca lokale (chodzi o nocną dyskotekę).

Modlitwa w kinoteatrze – reportaż o Tłumaczu

Stałam pod kościołem. Jeden z milicjantów przyniósł do mnie krzyż słyszymy na archiwalnym nagraniu słowa pani Józi, która była strażniczką kościoła w Tłumaczu i przez kilkadziesiąt lat przechowywała rzeczy ze świątyni.

Mimo ogromnej biedy i ubóstwa, pani Józia zawsze ciepło przyjmowała gości i starała się ich jak najlepiej ugościć. Była osobą bardzo serdeczną i dbała o odwiedzające ją osoby. Dlatego też tak szybko zjednywała sobie rodaków z Polski.

– Do chwili obecnej pamiętam ten moment, gdy zobaczyłam ten domek i przed nim siedzącą panią Józię. Siedziała na swoim pieńku, czytała bez okularów gazety z Polski, żartowała. Zawsze była bardzo gościnna, co miała w chatce, jakieś suche kromki chleba, ugotowane jajka od swoich kurek, tym częstowała młodzież. Bardzo się cieszyła jak przyjeżdżaliśmy i bardzo czekała na panią Grażynę Orłowską i ekipę Studia Wschód – przyznaje Irena Rosowska, mieszkanka Wrocławia z korzeniami w Tłumaczu.

Pani Józia stała się nie tylko „ostatnią Polką w Tłumaczu”, ale również symbolem tego miasta. Dla wielu osób, to miejsce na skraju Pokucia już zawsze kojarzyć będzie się właśnie z tą wyjątkową postacią, która tkwi we wspomnieniach osób, które ją odwiedziły.

– Ona była symbolem i namacalnym uosobieniem tej całej tragicznej historii, która dotknęła tak wielu Polaków na Kresach. Pomimo tego potrafiła zachowa pogodę ducha, zawsze była otwarta dla ludzi, miała niesamowite poczucie humoru. Tak bardzo była przywiązana do tego skrawka na ziemi, że nie potrafiła go opuścić – mówi Kamila Nazimek, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego.

Pani Józia przeżyła w rozpadającej się chacie wiele srogich zim. Temperatury na Ukrainie niekiedy spadały do blisko minus 40 stopni i aż trudno uwierzyć, że naszej rodaczce udało się przetrwać tak siarczyste mrozy w starej chatynce bez ogrzewania.

– Zawsze mówiła „Boże, żebym przeżyła kolejną zimę”. I to było straszne. Nie raz mówiliśmy, żeby przyjechała do Polski, bo jest dla niej miejsce. Ale ona powtarzała, że starych drzew się nie przesadza, że Polska jest tutaj i ona nie musi do niej jechać – przyznaje Dominika Sieroń, studentka Uniwersytetu Wrocławskiego.

Ostatnia Polka w Tłumaczu. Tragiczna historia naszej rodaczki z Pokucia

Wolontariusze, którzy co roku przyjeżdżają do Tłumacza zapewniają, że będą to robić dalej, by kontynuować dzieło rozpoczęte w 2010 roku. Będą to robić dla pani Józi, która pozostaje w ich pamięci. Teraz będą porządkować również jej mogiłę.

– Ona w żadnym wypadku nie chciała pojechać do Polski, ani do domu starców. Ona chciała umrzeć w swojej chacie. W ostatnich chwilach nawoływała, gdzie jest moja Grażyna z Polski, gdzie są moi z Wrocławia – opowiada Lidia Mamon, mieszkanka Tłumacza.

Wolontariusze z Wrocławia, w dniu pogrzebu pani Józi, zorganizowali specjalną uroczystość, by być w tym dniu ze swoją przyjaciółką i nauczycielką, jak ją nazywali.

Symboliczne pożegnanie ostatniej Polki w Tłumaczu

– Wiadomość o jej śmierci była dla mnie wielkim ciosem. Nie mogę przeżyć, że jej już z nami nie ma. Nie wiem jak to teraz będzie w Tłumaczu bez niej – mówi Dominika Sieroń. – Ona mówiła, a ja umrę, to nikt nie będzie o mnie pamiętał, nikt nie zapali znicza, nie uroni łzy. A to nieprawda, u nas wszyscy łzy ronili i będziemy zawsze o niej pamiętać – dodaje Irena Rosowska z Ogólnopolskiego Oddziału Tłumaczan.

Dla wolontariuszy pani Józia była strażniczką polskości w Tłumaczu.

– Tak naprawdę ta chatka rozpadająca się i ten skrawek ziemi wokół niej były cały czas Rzeczpospolitą. Polska nigdy stąd nie odeszła i pani Józia dbała o to. Była strażniczką tej ziemi, sprawiła że te kilkaset kilometrów od granicy cały czas tkwiła polskość.

Również osoby obecnie mieszkające w Tłumaczu przejęły się śmiercią Polki.

– Tęsknimy za nią, zawsze będziemy sobie przypominać. Pani Maczulska tutaj mieszkała, odeszła od nas. Szkoda, że ludzie odchodzą – zakończyła program Sława Fuczenko z Tłumacza…

Więcej w programie…

Reportaż obejrzysz tutaj

IMG_1814

IMG_1780

IMG_1809

IMG_1778

SONY DSC

DSCF2416

1

2

4

5

243163_1347900700_fdf5_p.jpeg-609x405

10898240_442975339187349_731939505164742495_n-536x405

Newsletter

zapisując się do naszego newslettera na bieżąco będziemy informować Cię o nowych artykułach, aktualnościach oraz akcjach organizowanych przez Studio Wschód
[FM_form id="1"]