Wydarzenia Obraz  newsa 19005 Dodano 10.03.2020

Niżankowice, Zabłotce, Chyrów, Słochynie, Pohorce (MPOOZ relacje 2019)

W tym roku do młodzieży z Zespołu Szkół Gastronomicznych z Wrocławia (Emilii,
Martyny, Daszy, Roberta, Mateusza, Erwina i Basi) dołączyli pawłowiczanie: Zdzisław Wnęk,
Tadeusz Biliński, Roman Baszak i Beata Oziembłowska (jednocześnie opiekunka młodzieży
z ZSG) oraz strażak Paweł Ruprecht a także mieszkańcy innych części Polski: nauczyciel ze szkoły
w Krzyżu Wlkp.: Ryszard Szydełko (mieszkaniec lubuskiego Drezdenka), uczennica z tejże szkoły:
Zuzanna Belczyk oraz maturzysta z Gdańska – Albert Płotka.

Podjęliśmy się po raz drugi uporządkowania  czterech cmentarzy: w Niżankowicach – Zabłotcach, Słochyniach (stąd pochodzi spora część mieszkańców wrocławskiego osiedla Pawłowice przybyłych na Dolny Śląsk po II
wojnie światowej) oraz Chyrowie. W drugiej części akcji porządkowaliśmy nowy (dla nas)
cmentarz, położony na terenie obecnej parafii Rudki, w miejscowości Pohorce. Jak się później
okazało – Pohorce do II wojny światowej zamieszkiwała część późniejszych mieszkańców,
położonej niedaleko Pawłowic – miejscowości Bukowina. Obecnie niektórzy ich potomkowie
mieszkają na osiedlu Pawłowice we Wrocławiu. Przed wyjazdem na akcję nie byliśmy świadomi
tego faktu.
Pierwsze kroki po przyjeździe skierowaliśmy na cmentarz w niżankowickich Zabłotcach.
Tam też po raz drugi kwaterowaliśmy się w internacie szkolnym, położonym nieopodal
niszczejącego pałacyku Kozłowskich. Już pierwszego dnia, po krótkim odpoczynku zaczęliśmy
porządkowanie niżankowickiego cmentarza. Okazało się, że ukończyliśmy porządki tuż przed
odpustem w prawosławnej cerkwi pw. Św. Piotra i Pawła (świątynia jest usytuowana właśnie przy
tym cmentarzu). Od mieszkańców Niżankowic usłyszeliśmy potem, że duchowny „grzmiał” do
wiernych sprzed ołtarza: „Czy Wam nie wstyd, że Polacy już po raz drugi sprzątają za Was
cmentarz?” Kolejny cmentarz, porządkowany przez nas po roku nieobecności, znajduje się
w miejscowości Słochynie nieopodal Chyrowa. Stąd pochodzi część obecnych mieszkańców
osiedla Pawłowice i ich potomkowie. Tu grób swojej babci – Anieli Zawadzkiej miał okazję
uporządkować wspólnie z nami pawłowiczanin – Roman Baszak. Na cmentarzu można też
odnaleźć groby członków rodzin Jakubików, Kędzierskich, Kilarskich, Rytwińskich,
Senczyszynów, Kopeckich, Otwinowskich i innych.  Pan Tadeusz Biliński – wieloletni mieszkaniec Pawłowic wyjechał z nami na akcję po raz
pierwszy. Bardzo zaangażował się w porządkowanie kresowych mogił, zwłaszcza wycinanie gałęzi
i krzaków okalających groby. Nasz senior po raz pierwszy stanął po ponad 70 latach w światyni
w Felsztynie, gdzie został ochrzczony. Felsztyn (obecnie Skeliwka) położony jest za tuż
Słochyniami i Grodowicami. Pan Tadeusz nie krył ogromnego wzruszenia, gdy stanął na rodzinnej
ziemi. Tam znajduje się również dom rodzinny, w którym przyszedł na świat i mieszkał przez cztery
lata, zanim sąsiad Ukrainiec ostrzegł Rodziców przed nadchodzącym niebezpieczeństwem….
W Felsztynie odwiedziliśmy również cmentarz, w którego starej części znajdują się jeszcze
przedwojenne polskie groby. Pan Tadeusz nie odnalazł grobów swoich krewnych. Ja natomiast
dzięki pomocy jednego z mieszkańców odnalazłam mogiłę kuzyna mojego taty – zmarłego przed
kilku laty. Pochowany jest obok grobu swoich Rodziców – Marii i Józefa oraz syna Włodka. Przy
kościele w Felsztynie został pochowany dziadek Pana Tadeusza. Jego grób nie zachował się.
Pozostało tylko kilka nielicznych nagrobków przed wejściem do kościoła.Trzecim porządkowanym przez nas (po raz drugi) cmentarzem, malowniczo położonym na
wzgórzu, była nekropolia w Chyrowie. Miasteczko zasłynęło w przedwojennej Polsce m. in. z
konwiktu oo. Jezuitów, kształcącego na bardzo wysokim poziomie młodzież męską. Na
chyrowskim cmentarzu pochowani są m. in. wykładowcy, absolwenci i uczniowie tejże szkoły.
Budynki konwiktu znajdują się teraz w rękach prywatnych, natomiast w czasach Związku
Radzieckiego były wykorzystywane przez wojsko. Na cmentarzu w Chyrowie pochowani są m. in.:
Obrońcy Chyrowa z 1918/1919 r. (przypomina o nich pomnik wraz z czterema kwaterami
kryjącymi prochy walczących o polskość tych ziem). Nekropolia kryje również prochy Józefa
Nikorowicza – kompozytora wielu melodii, w tym m. in. do słów „Chorału” Kornela Ujejskiego –
„Z dymem pożarów…”. Na cmentarzu, tuż przy kaplicy pochowani są księża, m. in. proboszczowie
chyrowskiej parafii (jeden z nich to zamordowany przez bolszewików ks. Jan Wolski).
Przy wejściu spoczywa również Eugeniusz Rogala Skalski – właściciel majątku Słochynie.
Młodzież odnowiła w tym roku wiele napisów na chyrowskich pomnikach, również na grobie
dziedzica Skalskiego. Cmentarz w Chyrowie jest dosyć trudny do uporządkowania ze względu na ukształtowanie
terenu oraz ciasno i nieregularnie położone groby. Trudne było zarówno koszenie, czyszczenie
niektórych nagrobków, jak również odnawianie napisów na niektórych z nich. Odświeżyliśmy sporą
część polskich grobów. Młodzi wolontariusze uczestniczący w akcji w ramach wolontariatu ZSG,
byli od początku poruszeni stanem niektórych polskich grobowców w Chyrowie – otwartych,
niektórych z widocznymi szczątkami zmarłych. W tym roku Mateusz (tegoroczny absolwent ZSG)
zadbał o zaklejenie części otwartych grobowców zakupioną na miejscu siatką i zasłonięcie wnętrza
przygotowaną wspólnie z Albertem zaprawą.
Wolontariusze oprócz tradycyjnego koszenia trawy, wycinania krzaków i gałęzi, postawili
również część powalonych pomników, oczyścili groby i odnowili sporą część napisów na
nagrobkach. Takie prace dają dużo satysfakcji. Liczymy na to, że ślady naszych działań pozostaną
przez jakiś czas. Trawa szybko odrasta, natomiast odnowione nagrobki będą mówić o tych, którzy
mieszkali na tych terenach przez wieki… Po kilku dniach pracy w Niżankowicach, Słochyniach i Chyrowie zmieniliśmy miejsce
zakwaterowania na Komarno leżące w powiecie Rudki. Stamtąd wyjechaliśmy niedzielnego
poranka razem z pocztem sztandarowym Zespołu Szkół Gastronomicznych na Wołyń na
upamiętnienie 76 rocznicy „Krwawej Niedzieli”. Uroczystości zorganizowano w Janowej Dolinie k.
Kostopola (dziś: Bazaltowe) W 1943 r. w noc obchodzonego w kościele rzymskokatolickim
Wielkiego Piątku, banderowcy zamordowali tu ponad 600 Polaków. W uroczystości
upamiętniającej tę rzeź brali udział przedstawiciele Prezydenta RP, wicemarszałkowie Sejmu
i Senatu Rzeczpospolitej Polskiej, przedstawiciele IPN-u, Konsul Generalny RP na Ukrainie oraz
duchowieństwo i wierni wyznania rzymskokatolickiego i prawosławnego. Po uroczystościach
rozmawialiśmy z Panem Ministrem A. Derą z Kancelarii Prezydenta RP (uczestniczył w tym roku
w akcji jako wolontariusz) oraz Panem prof. A. Szwagrzykiem z IPN, kierującym pracami nad
ekshumacją zamordowanych Polaków. Podeszła również do nas Pani Senator M. Koc
i pogratulowała udziału w akcji ratowania polskich nekropolii na Kresach.
Z obszernymi relacjami z tych uroczystości można się zapoznać w internecie. Po powrocie z niedzielnej uroczystości z Wołynia zabraliśmy się od poniedziałku do pracy
na cmentarzu w Pohorcach, leżących na terenie fredrowskiej parafii w Rudkach. Na grobach,
których część odkrywaliśmy w ogromnych chaszczach, znajdowały się niektóre nazwiska rodzin
mieszkających obecnie na Pawłowicach, w Bukowinie, Pasikurowicach, Godzieszowej, Łozinie…
Sporą część pomników męska część naszego grona (po usunięciu z cmentarza krzaków i
trawy) podnosiła z ziemi. Potem chłopcy sklejali nieraz po trzy części jednego nagrobka,
dziewczyny skrupulatnie odtwarzały napisy. Niestety niektórych nazwisk nie udało się już
uratować.

Obok refleksje wolontariusza – nauczyciela ze szkoły w Krzyżu – Ryszarda Szydełko:
Czas na Kresach płynie wolniej. Mieszkańcy tych terenów mają na wszystko czas. Na
prowincji nieliczne auta powoli omijają dziury w drogach. Wieśniacy ospale gonią krowy, a po
drogach godnie spacerują gęsi. Tylko my się spieszymy- jeszcze trzeba skosić trawę, odsłonić i
pomalować napisy na nagrobkach, usunąć mech. Czas najwyższy, aby dokończyć inwentaryzację
nagrobków, bo już jutro wyjeżdżamy. Jutro!? Przecież dopiero przyjechaliśmy! Ostatnie dziewięć
dni wypełniła nam tak intensywna praca, że straciliśmy poczucie czasu. Bez komputerów
i telefonów, które zamieniliśmy na kosiarki i grabie, nawet nie zdążyliśmy zatęsknić za domem
rodzinnym.
Rano wyruszaliśmy na opuszczone nekropolie Niżankowic, Słochyń, Chyrowa, Pohorzec, aby
ocalić od zapomnienia nagrobki polskich przodków – znaki naszej obecności na tym terenie.
Musimy to uczynić; jeżeli my zamilkniemy – kamienie wołać będą. Po wojnie Polacy tłumnie
opuszczali te tereny. Pozostało niewielu, więc ratujemy chociaż wyryte w kamieniu nazwiska
spoczywających na cmentarzach. Niech one mówią o przeszłości. W Niżankowicach i Słochyniach
tożsamość części spoczywających na cmentarzu bywa trudna do ustalenia, toteż sprzątamy całe
cmentarze.
Ekipa zna się z poprzednich akcji, znamy dobrze teren, toteż łatwo zauważyć, że grupa
przypomina automat. W Niżankowicach, Słochyniach i Chyrowie każdy intuicyjnie przejmuje
odpowiedni sprzęt, nikomu nie trzeba wskazywać, co ma robić, chyba że ktoś prosi o pomoc.
Integrujemy się błyskawicznie. Nowy wolontariusz – Erwin – zna pozostałych ze szkoły, ale
Zuzia – uczennica Zespołu Szkół im. Powstańców Wielkopolskich 1918-1919 w Krzyżu
Wielkopolskim – pochodzi z pogranicza Ziemi Lubuskiej i Wielkopolski. W tak sympatycznym

gronie odnajduje się jednak błyskawicznie. Wreszcie Pan Tadeusz – niczym tytułowy bohater
epopei Adama Mickiewicza – po latach wraca w rodzinne strony, jednak w odróżnieniu od Soplicy,
czyni to po ponad siedemdziesięciu latach. Starszy pan z podziwu godną kondycją wspiera nas
wydatnie, jednocześnie jest zaskoczony postawą młodych ludzi, zwłaszcza ich pracowitością i
kulturą. Kiedy jednak odwiedza kościół w Felsztynie, w którym został ochrzczony, jego emocje
biorą górę – wzruszenie udziela się nam wszystkim. Dla młodych to praktyczna lekcja patriotyzmu,
pozbawionego literackiego patosu i telewizyjnej sztuczności.
W międzyczasie spotykamy się z miejscową ludnością, którą poznaliśmy już w poprzednich
latach. Dołączają nowi, przyjaźnie do nas nastawieni: w Niżankowicach – miejscowy nauczyciel
historii, pani Maria o duszy artystycznej, w Pohorcach miejscowy Polak kierujący chórem.
W Chyrowie ulewny deszcz wygania nas na pewien czas z cmentarza. Chronimy się u krewnej
jednej z wolontariuszek – mówiącej piękną polszczyzną nauczycielki języka ukraińskiego.
Opowiada o pogmatwanych dziejach swojej rodziny – syberyjskich perypetiach swego ojca.
Niektórzy napotkani przez nas są nieco niezadowoleni – właśnie batiuszka ofuknął ich w cerkwi, że
nie dbają o pamięć przodków, a powinni brać przykład z Polaków. Inni – otwarci na naszą
inicjatywę – cieszą się z tego faktu. Prawie wszyscy napotkani nadmieniają, że ktoś z ich rodziny
pracuje w Polsce.
Na cmentarz w Pohorcach przychodzą ostatni Mohikanie – miejscowi Polacy, mówiący
głównie po ukraińsku. Od nich dowiadujemy się, jak jeszcze niedawno odzyskiwali kościół,
zamieniony przez władze komunistyczne w magazyn, sklep i klub. Wdzięczni za naszą pracę
przynoszą nam posiłek. Plandeka, na której zazwyczaj wynosimy trawę, zamienia się w odświętny
obrus; zasiadamy dokoła niego i rozkoszujemy się smakiem kresowych potraw. Tak niezwykłego
śniadania na trawie z pewnością nie wymyśliłby nawet mistrz Manet.

W trakcie prac dokonujemy ewidencji polskich nagrobków. W Pohorcach czynimy to po
usunięciu zarośli, chaszczów i drzew.

Ta czynność to najlepsza lekcja wielokulturowości przedwojennej Polski. Obok Polaków
leżą zgodnie Ukraińcy, Ormianie, Niemcy, Węgrzy, Czesi – chociaż dodatkowe inskrypcje
najczęściej wskazują na to, że czuli się przede wszystkim Polakami.
Nasz pobyt na Ukrainie przypada na czas dwu ważnych wydarzeń. W Częstochowie odbywa
się pielgrzymka Kresowiaków, a kilka dni później na Wołyniu ma miejsce uroczystość
przypominająca rocznicę krwawej niedzieli. Udajemy się do Janowej Doliny w pobliżu Łucka,
gdzie odbywają się uroczystości państwowe. Po drodze widzimy pejzaże ukraińskie – urodzajne
pola, aż po horyzont obsiane kukurydzą, słonecznikiem, zbożami. Gdzieniegdzie tylko dostrzegamy
niewielkie osady. W tych plenerach łatwiej nam sobie wyobrazić sytuację, w jakiej znaleźli się
polscy mieszkańcy Wołynia. Widoczni z każdego miejsca, osaczeni przez banderowców, nie mieli
szans na ucieczkę a nawet na ukrycie się.
Pomnik ofiar – wielki jak sama zbrodnia – ale ukryty w lesie, za wsią przypomina rzeź
wołyńską tak, jakby ktoś też chciał ją przemilczeć lub ukryć. Pojawiają się przedstawiciele

ambasady, polskiego parlamentu oraz politycy reprezentujący Prezydenta Polski. Wspólnie
oddajemy hołd pomordowanym, w asyście duchownych obrządku katolickiego i prawosławnego.
Przemawiający upominają się o pamięć dla pomordowanych, trafnie wskazują sprawców zbrodni,
ostrożnie ważąc słowa, by nie urazić sprawiedliwych Ukraińców. Jako potomkowie Kresowiaków
słuchamy ich ze zrozumieniem, ale też z dystansem, pamiętamy bowiem, że dotychczasowe
deklaracje parlamentarzystów kończyły się na słowach, za którymi nie szły konkretne czyny.
Kolejną lekcją patriotyzmu i dumy z polskiego dorobku kulturowego jest pobyt we Lwowie.
Mamy niewiele czasu na zwiedzanie, ale i tyle wystarczy. Przypominają się nam słowa arcybiskupa
Mieczysława Mokrzyckiego, który powiedział, że aby pozbawić Lwów polskich korzeni potrzeba
byłoby chyba zburzyć to miasto i wybudować je na nowo.
Nikt tego nie mógłby ująć trafniej – większość obiektów w centrum miasta pamięta renesans, barok,
niektóre to architektura dwudziestolecia międzywojennego. Przechodzimy na Cmentarz
Łyczakowski, który sam w sobie jest perełką sztuki funeralnej. Niezależnie od artyzmu rzeźb
nagrobkowych, zauważamy że jest to miejsce, gdzie spoczywają nasze elity: pracownicy naukowi,
działacze społeczni, wreszcie malarze, rzeźbiarze i poeci, których teksty towarzyszą nam od
dziecka. Ostatniego dnia wracamy do Chyrowa, aby odrobić zaległości, które przysporzyła nam
burza. Po całym dniu intensywnej pracy z przyjemnością patrzymy na nekropolię, która teraz
wygląda dużo lepiej. Na miejscu zrzucamy z siebie ubrania robocze, myjemy twarze, ręce i tak
powierzchownie odświeżeni nocą wracamy do Polski. Jesteśmy zmęczeni, ale to pożyteczne, a
nawet szlachetne zmęczenie, albowiem wynika z naszej intensywnej pracy. Za nami cztery
starannie uporządkowane nekropolie – ślady polskiej pamięci o naszych przodkach, za nami – nowe
znajomości. Za nami wreszcie nowe szlaki, którymi podążaliśmy, aby lepiej poznać te tereny. Tej
wiedzy nikt nam nie odbierze – już teraz czekają na nas nasi bliscy, z którymi chętnie się nią
podzielimy…

Galeria zdjęć

Newsletter

zapisując się do naszego newslettera na bieżąco będziemy informować Cię o nowych artykułach, aktualnościach oraz akcjach organizowanych przez Studio Wschód
[FM_form id="1"]


kod