Wydarzenia Obraz  newsa 28139 Dodano 03.06.2023

Polscy jeźdźcy apokalipsy – Lisowczycy

W dziejach polskich formacji zbrojnych prawdopodobnie najbardziej znaną, zarówno w kraju jak i na świecie, pozostaje husaria. Jej dokonania w wojnach ze Szwecją, Moskwą i Turcją Osmańską przyniosły wielkie zasługi Rzeczypospolitej. Nie byli oni jednak jedyną polską jazdą znaną na całym Starym Kontynencie. Oddział pewnego szlachcica, złożony z rozmaitych łotrów, banitów i mętów wszelakich narodowości wojujących za łupy dał o sobie znać od Morza Białego i Uralu aż po brzegi Renu. Lisowczycy, zwani także elearami, służyli Rzeczypospolitej swoim rozbójnictwem, sprytem i zwinnością przez niemal pół wieku.

Swoje pierwsze oddziały Aleksander Józef Lisowski sformował wiosną 1608 roku w Moskwie, będąc na służbie Dymitra Samozwańca II. Była to zaledwie jedna chorągiew kozacka licząca tysiąc kozaków dońskich ze 180 końmi. Parę miesięcy później miał już pod swoją komendą 5 tysięcy ludzi wraz z 50 petyhorcami – lekkimi litewskimi husarzami. Oddział ten złożony być głównie z kozaków, Moskali, Tatarów oraz nielicznych Czerkiesów i Niemców. Dokonał z nimi śmiałego rajdu, podczas którego pobił pod Zarajskiem oddział Zachara Lapunowa i Iwana Chowańskiego oraz zajął Kołomnę. Odtąd tytułowany był powszechnie „pułkownikiem”. Lisowczycy formalnie powstali dopiero dobre kilka lat później.

W 1615 roku podczas obrony Litwy hetman Chodkiewicz przyjął Lisowskiego do siebie i dał mu zgodę na formowanie pułku jazdy lekkiej. Za przyzwoleniem hetmana Lisowski wydał w styczniu tego roku uniwersał adresowany do wszelkich swawolników grasujących po Wielkim Księstwie, aby skupili się pod jego rozkazami, inaczej uderzą na nich wojska Chodkiewicza. Zasada była prosta: jeźdźcy mieli nie dostawać żołdu i utrzymywać się jedynie z własnych łupów.

Lisowczycy – akwarela Juliusza Kossaka fot. domena publiczna

Dla wielu z wyrzutków była to stosunkowo korzystna okazja na ucieczkę przed wyrokiem – wojsko pozwalało na zmazanie wyroków i zrehabilitowanie swoich win czynem żołnierskim, gdyż przenosiło delikwentów spod jurysdykcji sądów ziemskich i grodzkich pod jurysdykcję hetmana. W szeregach lisowczyków stanęło więc prawie 600 hultajów z całej Litwy. Większość stanowili już Polacy, Litwini i Rusini, choć nadal nie zabrakło kozaków, bojarów i sporej grupy Niemców. Ich wyjątkowość polegała na tym, że nie mieli być wojskiem do wygrywania walnych bitew w otwartym polu, nie brali udziału w szarżach na nieprzyjaciela, jak np. husaria. Ich zadaniem było odciąganie dużych sil z teatru operacyjnego oraz sianie w szeregach wroga strachu i zamętu poprzez podpalenia, rabunki, dywersje, podjazdy i fortele.

Król Zygmunt III Waza pod Smoleńskiem. Obraz Tomasa

Skuteczność tej taktyki pokazała obrona Smoleńska jeszcze w 1615 roku. Po wyrzuceniu Polaków z Kremla, Moskwa usilnie starała się odzyskać tę strategicznie ważną twierdzę. Gdy wojska podległe Chodkiewiczowi skonfederowały się, opuściły Smoleńsk i poszły łupić Rzeczpospolitą, Lisowski ze swoimi jeźdźcami osłabiał przeciwnika podjazdami na tyle długo, by hetman dał radę opanować sytuację. Następnie lisowczycy wraz ze swoim dowódcą przeprowadzili zagon, podczas którego pobili Moskali pod Briańskiem. Nie powiodło im się powtórzenie tego zwycięstwa pod Orłem, lecz w przeciągu czterech dni odpłacili się wojskom carskim paląc i łupiąc Biełow i Lichwin, potem zajeli Peremyszl, pod Rżewem znów rozbili Moskali i ruszyli na północ, ku Morzu Karskiemu. Przebywszy tysiące kilometrów, powrócili w listopadzie pod Smoleńsk. Lisowski na czele swojego oddziału wkroczył do Warszawy w 1616 roku, tam też został entuzjastycznie powitany na Sejmie i nagrodzony kwotą 10 tysięcy złotych. Wkrótce po uroczystym powitaniu został ponownie wysłany do Rosji i w czasie tej wyprawy w wieku 41 lat zmarł nieoczekiwanie rażony paraliżem w obozie pod Starodubem.

Lisowczyk strzelający z łuku na obrazie autorstwa Józefa Brandta

Nie oznaczało to w żadnym wypadku końca lisowczyków, którzy zachowali swoją taktykę. Poruszali się tzw. komunikiem, bez wozów taborowych. Nie były im zresztą właściwie potrzebne, gdyż łupy i wszelki niezbędny rynsztunek przewozili na wierzchowcach. Nie stosowali uzbrojenia obronnego, gdyż zbroje kawaleryjskie tamtej epoki ważyły nawet do 20 kg. Walczyli tylko w żupanach bojowych używając łuków, koncerzy, nadziaków, czekanów i szabel, którymi mistrzowsko władali. Atakowali luźną gromadą, co dawało im o wiele większą manewrowość podczas markowania odwrotu i ponawiania ataku. Nadawali się przez to wybitnie na moskiewski teatr działań wojennych – Rosjanie obsadzali małe gródki, które łatwo można było zdobyć fortelem poprzez wywabienie załogi z fortu i pobicie jej w polu.

Na swój sposób byli wojskami specjalnymi I RP, wyspecjalizowanymi w podziale sił i braniu przeciwnika z zaskoczenia. Właśnie ego typu rozwiązanie dało Lisowskiemu zwycięstwo pod Briańskiem podczas słynnego zagonu. Na wieść o nadciągających posiłkach rosyjskich pod wodzą kniazia Jurija Szachowskiego zostawił część pułku pod miastem. Sam podszedł pod odległy o 40 km Karaczew i tam niespodziewanym uderzeniem rozbił Moskali, podczas gdy załoga Briańska poniosła klęskę w walce z pozostałymi odwodami. Innym często stosowanym fortelem był pozorowany odwrót. Ten manewr poskutkował podczas wojny trzydziestoletniej zwycięstwem pod Humiennem (tzw. pierwszej odsieczy wiedeńskiej w 1619 roku), kiedy lisowczycy na służbie habsburskiej najpierw obeszli szyki wojsk siedmiogrodzkich, a kiedy nie poszczęściło im się w boju zaczęli udawać ucieczkę i odwrót. Przeciwnik rzucił się na rabunek obozu, a wtedy lisowczycy zawrócili i rozgromili wojsko księcia Rakoczego.

Lisowczycy nad Renem – Obraz Juliusza Kossaka

Przy tylu nieprawdopodobnych i zmyślnych zwycięstwach nie powinno dziwić, że wokół tej formacji narosło wiele mitów. W brutalności i rabunku nie byli bardziej straszni od pozostałych chorągwi – w XVII-wiecznej Europie grabienie, palenie i dręczenie ludzi było wręcz normą dla wojska. Nieprawdą jest także, jakoby lisowczycy mieli dobijać własnych rannych. Jeśli faktycznie tak się zdarzało, to tylko na ich własne życzenie. Poważnie raniony elear wiedział, że dostanie się żywcem do niewoli moskiewskiej lub protestanckiej to wręcz los gorszy od śmierci. Nie ma również dowodu na to, że odpowiedzialni byli za masowe mordy protestantów podczas wojny trzydziestoletniej. Po bitwie pod Białą Górą faktycznie bezlitośnie łupili Czechy, potrafiąc nawet wydobywać trupy z grobów, lecz nie brali udziału w terrorze rozpętanym przez cesarza Ferdynanda II.

Mimo znacznych zasług dla Rzeczypospolitej w wojnie z Moskalami i pohamowania wzrostu potęgi protestanckiej podczas pierwszej odsieczy wiedeńskiej, lisowczyków spotkał raczej mało chwalebny koniec. W 1624 roku, gdy powracali do kraju ze służby habsburskiej, sejm wydał konstytucję, która mimo traktowania oficjalnie o „swawolnikach powracających z obcych krajów, realnie uderzała właśnie w elearów. Nowe prawo skazywało ich na banicję i pozwalało bezkarnie zabijać. Jedyną ucieczką było dla nich wstąpienie do wojsk koronnych, z czego lisowczycy ochoczo skorzystali. Reforma ta wynikała z kłopotliwości charakteru działań lisowczyków, w końcu stwierdzono, że należy siłą uczynić ich żołnierzami zawodowymi – płacić żołd w nadziei, że przestaną lub zaczną mniej grabić. Tak się ostatecznie stało, lisowczycy weszli w skład armii koronnej jako regularne chorągwie kozackiej lekkiej jazdy i roztopili się w masie polskiej kawalerii.

Zobacz również:

Galeria zdjęć

Newsletter

zapisując się do naszego newslettera na bieżąco będziemy informować Cię o nowych artykułach, aktualnościach oraz akcjach organizowanych przez Studio Wschód
[FM_form id="1"]


kod